Dieta

Nie można przecenić znaczenia diety dla zdrowia człowieka. Samą zmianą nawyków żywieniowych można nie tylko zapobiegać chorobom, ale też je leczyć! Dotyczy to niemal wszystkich schorzeń cywilizacyjnych, łącznie z omawianym tutaj. Z racji zainteresowań niejednokrotnie już spotykałem się z przypadkami ludzi, których choroba ta zatrzymała się, albo nawet cofnęła jedynie na skutek stosowania diety.

Cofanie się zmian nowotworowych po zmianie diety na właściwą, całkowite odetkanie naczyń krwionośnych w sercu czy ustąpienie cukrzycy to przypadki udokumentowane badaniami medycznymi, gdzie porównywano grupę osób która eksperymentalnie otrzymała zalecenia dietetyczne, oraz grupę osób z takim samym schorzeniem, które diety nie stosowały. Efekty często były wielokrotnie lepsze od nawet najdroższych, najbardziej zaawansowanych leków. I co? I nic, diety nie można opatentować, nie da się na niej zarobić, a co gorsza, pacjent często nie chce o niej słyszeć. W gabinecie lekarskim nie dostaniemy porady, która nas uzdrowi, czemu tylko częściowo winny jest system promujący te terapie, które przynoszą zyski, ale też w dużej mierze postawa pacjentów, którzy skutecznie zniechęcają lekarzy do dawania takich porad.

Koncerny spożywcze sponsorują instytuty kształcące dietetyków, w efekcie zalecenia dietetyczne często są zadziwiająco zbieżne z linią produkcyjną danego koncernu. Najlepszy przykład to sugestie ilości spożywanego wapnia. Według dietetyków kształconych w normalnych instytutach, jeśli nie zjemy 1000 mg dziennie, to dostaniemy osteoporozy i będą nam się łamać kości. Uzyskanie takiej ilości jest bardzo trudne, jeśli nie spożywamy nabiału. Dziwnym trafem, koncerny mleczne i przetwórstwa mlecznego (np Danone) są jednym z głównych sponsorów instytutów. Tymczasem w Japonii ludzie spożywają po 330 mg wapnia dziennie, jedną trzecią zalecanego przez naszych dietetyków. Efekt? Ich kości łamią się 3-4 razy rzadziej od naszych, są o wiele mocniejsze. Ale tego już od takiego dietetyka nie usłyszymy…

Pozostaje opierać się na dietetykach „nienormalnych”. Jednym z nich jest dr Dean Ornish, jeden z najwybitniejszych dietetyków w USA, osobisty lekarz prezydenta Clintona. Miał sporo problemów przez próby udowodnienia, że zmiana diety może LECZYĆ. Nikt nie był takimi badaniami zainteresowany (bo i czemu miałby być?), więc dr Ornish musiał sponsorować je z własnej kieszeni. Ciężko mu było uzyskać pozwolenie na tak obrazoburcze próby kliniczne, ale w końcu jego autorytet przeważył. Jedno po drugim zaczęły się pojawiać badania, od których naukowcom opadały szczęki. W ciągu kilku lat mocno redukuje się ryzyko zawału u osób, które już ledwo żyły z powodu zapchania przez miażdżycę tętnic, mogli oni całkowicie zrezygnować z jakichkolwiek lekarstw. Ludzie chorzy na cukrzycę odstawiali leki. Osoby ze stanem przednowotworowym miały cofnięcie się zmian, unikając kosztownych terapii. Punkt wspólny tych wszystkich sukcesów? Pacjenci odstawili leki… Dlatego też w żadnym instytucie nie naucza się metod opracowanych przez dra Ornisha. Może i brzmi to jak „teoria spiskowa”, ale dla mnie jest to po prostu ABC ekonomii, oczywiste dla każdego, kto nie żyje w świecie różowych fantazji i zdaje sobie sprawę, że siłą napędową międzynarodowych korporacji jest zysk, a nie humanitaryzm.

Co ma dieta do stwardnienia rozsianego? Ma bardzo, bardzo dużo. Po pierwsze, jest ona istotnym czynnikiem ryzyka. Dieta dra Ornisha była w zasadzie całkowicie pozbawiona mięsa i mleka (w jakiejkolwiek postaci), badania zaś wykazały, że jednym z istotniejszych czynników ryzyka zachorowania na stwardnienie rozsiane to ilość spożywanego mięsa i nabiału. To jest ten kłopotliwy moment, w którym ludzie zazwyczaj przestają mnie słuchać. Jest im bardzo, bardzo trudno zaakceptować, że choroby nie „zdarzają się”. Na choroby trzeba sobie zapracować, mówiąc obrazowo: bardzo często po prostu kopiemy sobie grób własną łyżką. Media i cała kultura obszaru europejskiego są nastawione na model, w którym jesteśmy zdrowi, piękni i młodzi, a choroby, starość i takie rzeczy to coś, co się nie zdarza. A jak się zdarza, to na pewno nie z naszej winy i na pewno pan w białym fartuchu znajdzie dla nas odpowiednią, kolorową pastylkę, która za nas rozwiąże wszelkie problemy. W naszej kulturze jest jakieś uciekanie od problemów, od odpowiedzialności. Ale ta stronka jest skierowana do ludzi dorosłych, myślących. Mam nadzieję, że mogę wam powiedzieć wprost: wasze zdrowie jest w waszych i tylko w waszych rękach. WY i tylko WY możecie się z choroby wyciągnąć.

Zasady zdrowego odżywiania są proste. Są banalnie proste. Niemniej dla niemal wszystkich ludzi ta prostota jest czymś, czego nie są w stanie zaakceptować. Najzdrowsza dieta to dieta całkowicie pozbawiona mięsa, nabiału i z możliwie małą ilością produktów przetworzonych. To jest oczywiste, jeśli popatrzymy na to, czym jesteśmy: tak naprawdę jesteśmy dość niezgrabnymi małpami. Małpami, które jeszcze sekundę temu na zegarze ewolucji skakały po drzewach i jadły banany. Nasz układ pokarmowy praktycznie nie różni się od układu pokarmowego szympansa czy goryla. I tak naprawdę to ich pożywienie jest dla nas najzdrowsze.

Oczywiście poszliśmy nieco dalej w ewolucji i przez te tysiąclecia nasze ciała nieco przystosowały się do zjadania pokarmów przetworzonych i nawet mięsa, na przykład część ludzi, mających przodków z północy nie jest w stanie zachować zdrowia nie jedząc ryb lub odpowiednich suplementów, gdyż ich organizmy nie potrafią odpowiednio efektywnie przetwarzać kwasów tłuszczowych obecnych w roślinach. Bezpośrednia kopia diety goryla nie będzie zapewne idealnym rozwiązaniem, ale powinna być podstawą. Badania, w których eksperymentalnie całkowicie usunięto tłuszcze nasycone z diety wykazały, że w ten sposób można nie tylko zapobiegać miażdżycy, ale wręcz ją cofać.

Dieta w stwardnieniu rozsianym
„Banana tree in flower, The Gambia” by Anguskirk is licensed with CC BY-NC-ND 2.0.

Przypuszczam, że trudność zaakceptowania tej oczywistości leży w poczuciu winy. Każdy zakupiony przez nas kawałek mięsa przyczynia się do niewyobrażalnych cierpień zwierzęcia, które musiało zostać zabite. Mamy teraz dwie możliwości: albo przyznać się sami przed sobą do tego, że zabijamy zwierzęta, czy nawet gorzej, płacimy komuś, by je zabił, tylko po to, żeby poczuć przyjemność z jedzenia nieco inaczej smakującej potrawy, albo histerycznie szukać usprawiedliwienia: bo trzeba, bo zachorujemy jak nie zjemy, bo mamy kły, bo jesteśmy tak stworzeni, bo taka kolej rzeczy, bo Bozia nam dała zwierzęta żeby im podrzynać gardła… jako wieloletni wegetarianin słyszałem to tysiące razy. Nie raz i nie dwa razy spotykałem się z histeryczną agresją rodziców, gdy córka oznajmia, że przechodzi na wegetarianizm. Ci sami rodzice nie mieli NIC przeciwko temu, że ich córka robi dietę złożoną wyłącznie z kapusty. Jakoś taka dieta była do zaakceptowania, bo chociaż była bezmięsna, nie było w niej widocznego elementu „mięso jest w diecie niepotrzebne”, nie było tego ukrytego ataku na moralność. To smutne, naprawdę smutne, że ludzie nie są w stanie przyznać się sami przed sobą, że robią to co robią tylko i wyłącznie dla przyjemności, że nie ma żadnego innego uzasadnienia.

Nie, moi drodzy. Jedyny powód jest taki, że chcecie zjeść coś smacznego. I bardzo, bardzo szkodliwego. To jak z papierosem, szkodzi, zabija, ale to robimy, bo chęć poczucia jego smaku jest silniejsza od instynktu zachowawczego. Jedyna różnica jest taka, że nikt nie próbuje uzasadniać palenia jakimiś paralogicznymi absurdami, w rodzaju „przecież po to mamy palce, żeby w nich trzymać papierosa!” (tak samo „logiczne” jak „przecież po to mamy kły, żeby jeść mięso”).

Długo się zastanawiałem, czy pisać dwa powyższe akapity. Z jednej strony mogą wywołać instynktowną reakcję obronną, w końcu każdy chciałby być przekonany, że jest dobrym, moralnym i rozsądnym człowiekiem, a właśnie napisałem coś odwrotnego. Ostatecznie uznałem, że warto. Że jasne postawienie sprawy pozwoli spojrzeć na motywy swojego postępowania i je przemyśleć. W końcu na szali jest życie, Wasze życie. Współczesna polska dieta jest w zasadzie główną przyczyną, dla której masowo przedwcześnie umieramy: na raka, zawały, powikłania cukrzycy czy choroby autoimmunologiczne. Każdy sposób, by zniechęcić ludzi do kultywowania tych „polskich” tradycji, jest dobry. Przekonując kogoś do dobrej, zdrowiej diety, niejednokrotnie ratuję mu życie. Ten człowiek za rok mógłby umrzeć na zawał, zostawiając pogrążoną w smutku rodzinę. Jeśli poświecę swój czas, aby go przekonać, pożyje nie rok, ale kilkadziesiąt lat, dając szczęście najbliższym. Jak dla mnie, ta gra jest warta świeczki. Będę Was więc usilnie przekonywał do zmiany diety, przekonywał niekiedy zbyt natrętnie, ale z mojego punktu widzenia, ratuję ludzkie życie. Wasze życie.

Dość moralizatorstwa, jak powinna wyglądać idealna dieta? Jak już wyżej pisałem, powinna być zbliżona do diety małp człekokształtnych. Odżywiają się one głównie liśćmi, pędami, kwiatami, owocami, owadami. Mięso jeśli nawet się pojawia, to z reguły na skutek kanibalizmu. Główne źródła witaminy B12 to owady oraz brudna woda, ze względów estetycznych i epidemiologicznych lepiej zastąpić to tabletką. Żywność powinna być możliwie mało przetworzona, czyli niektóre warzywa lepiej zjeść na surowo. Warzywa lepiej dusić we własnym sosie, niż rozgotowywać w zupie. To naprawdę bardzo, bardzo proste, jemy to, co można zjeść bez przetwarzania.

Oczywiście, taka dieta jest zbyt kłopotliwa i kosztowna, więc należy ją dostosować tak do zasobności portfela, jak i do naszego gustu kulinarnego. Według dra Ornisha, dieta powinna zawierać możliwie mało tłuszczu, niezbyt dużo białka, za to spore ilości węglowodanów. Zaleca on odrzucenie wszelkich produktów, które zawierają tłuszcz nasycony w znaczących ilościach – jajka, nabiał, mięso. Zezwala na spożywanie bardzo drobnych ilości chudego mięsa czy nabiału. W zasadzie jego dieta nie jest jakimś zbiorem wytycznych, raczej pewnym dążeniem do ideału. Nie mówi on „nie wolno Ci zjeść już ani jednego hamburgera”, raczej „jeśli zjesz w tym tygodniu 3 hamburgery zamiast 4, będziesz zdrowszy”.

Bez względu na to, jakie główne dania wchodzą w skład naszej diety, muszą się znaleźć w niej duże ilości owoców oraz warzyw. Jedynie w nich są substancje, których roli jeszcze do końca nie znamy, a które działają niczym witaminy: wszelkiego rodzaju flawonoidy, polifenole, enzymy oksydacyjne i cała gama innych, nieznanych jeszcze nauce związków chemicznych. Ewolucja wykształciła w nas pożądanie rzeczy słonych i tłustych. Wiecznie zagrożona śmiercią głodową małpa mogła się takim czymś najeść na zapas. Ale obecnie już nie grozi nam głód, wprost przeciwnie: umieramy z obżarstwa. Tutaj nie mamy już ewolucyjnie wykształconego mechanizmu obronnego, musimy polegać na rozsądku i silnej woli. Trzeba opychać się roślinkami, jak nasi przodkowie.

Bardzo istotne jest, aby wyciszyć system odpornościowy. Wszystko, co go pobudza, pobudza całość. Jeśli mamy infekcję gardła, rozszalałe komórki obronne mogą przy okazji zaatakować mózg. To samo dotyczy alergii, uczulenie sprawia, że zwiększa się we krwi ilość inicjatorów stanu zapalnego, nieszczęście gotowe. Dlatego koniecznie należy pozbyć się z diety wszelkich substancji, które mogą prowokować alergię.

Być może dobrą decyzją byłoby wyeliminowanie z diety roślin z rodziny psiankowatych (np pomidory) oraz glutenu. Eliminacja tych grup żywności poprawiała stan zdrowia osób z różnymi chorobami autoimmunologicznymi, nawet, jeśli chorzy nie mieli widocznej nietolerancji glutenu. Z badaniami statystycznymi jest ten problem, że jeśli jakaś metoda pomoże jednej osobie na dwadzieścia, to statystycznie wszyscy będą zdrowsi. Dla chorych oznacza to jednak, że dziewiętnastu z nich będzie się męczyć niepotrzebnie, dlatego nie przykładałbym specjalnej wagi do pojedynczych prób klinicznych, w których eliminacja glutenu delikatnie poprawiała stan zdrowia. Możliwe, że efekt przyniosła eliminacja produktów z białej mąki, które są dość niezdrowe bez względu na to, czy zawierają gluten, czy nie. Co więcej, badania w ściśle kontrolowanych warunkach szpitalnych nie potwierdziły roli glutenu, możliwe więc, że poprawa samopoczucia wynikała z ogólnego odrzucenia jedzenia wysoko przetworzonego, gdyż właśnie ono zawiera gluten.

Jeśli ktoś jest zainteresowany zmianą diety na zdrowszą, ale nie jest pewien czy da sobie radę z nowymi przepisami kulinarnymi czy dobieraniem składników odżywczych (nawiasem mówiąc, kto dobiera składniki odżywcze na „zwykłej” diecie? Jako wieloletni wegetarianin przekonałem się, że osoby jedzące czipsy i popijające je cocacolą, gdy usłyszą że nie jem mięsa, nagle stają się ekspertami w dziedzinie dietetyki i uświadamiają mi, jak ważne jest prawidłowe komponowanie posiłków), zapraszam na witrynę prowadzoną przez znajomego dietetyka (link niżej). Wprowadza ona w świat zdrowego odżywiania, zapisując się otrzymujemy jadłospis na cały miesiąc oraz przystępnie wyjaśnione zasady zdrowego odżywiania. Oczywiście za darmo.

Przechodząc na odżywianie wegetariańskie ponad 20 lat temu robiłem to ze względów etycznych, sądząc, że moje zdrowie zapewne się pogorszy. 20 lat temu nie było w Polsce internetu, dostęp do wiedzy był o wiele bardziej utrudniony. Jakież było moje zdziwienie, gdy po roku diety stopniowo zaczęły znikać problemy, które dręczyły mnie przez poprzednie 20 lat – bóle nóg tak silne, że niekiedy nie byłem w stanie chodzić, ból żołądka nie pozwalający na normalne funkcjonowanie czy ciągłe przeziębienia. Zawsze byłem słabym, chorowitym dzieckiem, w szkole podstawowej w biegach na w-f zajmowałem ostatnie miejsce. W studium medycznym, po 2 latach diety bezmięsnej, przybiegłem pierwszy, bez żadnego szczególnego treningu. Podobne historie słyszałem od wielu osób, które po moich namowach zmieniły sposób odżywiania.

https://www.zostanwege.pl/

Żeby nie było tak kolorowo, wypada wspomnieć o problemach. Badając stan zdrowia osób na czystym witarianizmie, gdzie zjada się wyłącznie surowe rośliny, wykazano, że jest to chyba nawet bardziej niezdrowe, niż tradycyjna dieta z udziałem mięsa. Pojawiały się poważne problemy z białkiem, do tego stopnia, że dzieci na takim sposobie odżywiania miały zmiany skórne, które zazwyczaj spotyka się tylko w krajach dotkniętych klęską głodu, a nawet opóźnienia w rozwoju:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8005079

Błyskawicznie też pojawiało się odwapnienie kości:

https://archinte.jamanetwork.com/article.aspx?articleid=486478

A także zniszczeniu ulegały zęby, zapewne w dużej mierze przez spożywanie dużych ilości owoców:

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/9831783/

Trzeba pamiętać, że witarianie to swego rodzaju ekstremum, można z dużym prawdopodobieństwem zgadywać, że nie stosowali żadnych suplementów, a część nie używała pasty do zębów z fluorem. Nie zmienia to faktu, że niedobory na tej diecie są powszechne i dotyczą głównie białka, a także wapnia. Nie wierzcie w filmy na youtube, gdzie celebryci opowiadają jacy to są super zdrowi na tej diecie, oni na opowiadaniu takich historii zarabiają grubą kasę, w ich interesie jest kłamać, mogą nie opowiedzieć o problemie zdrowotnym, a mogą po prostu po skończeniu nagrywania odcinka zamówić pizzę.

Ideologiczni weganie też często nie są okazami zdrowia, ale tu dochodzi kwestia unikania suplementów, które są nieodłączną częścią diety Ornisha. Jestem pewien, że gdyby powtórzyć jego badania, ale przepisać pacjentom wyłącznie dietę, bez uzupełniających ją tabletek, to efekty byłyby dużo gorsze.

Podsumowując, ograniczamy tłuszcz nasycony do minimum, ale dbamy zarówno o białko, jak i o wapń, obie te rzeczy są bardzo ważne w stwardnieniu rozsianym. Można nawet sięgnąć po suplementy wapnia i odżywkę białkową.

Warto na koniec dodać kilka słów odnośnie trybu życia. Po pierwsze, oddech. Naprawdę warto nauczyć się prawidłowego oddechu: pełnego, z udziałem przepony, odpowiednio głębokiego. W kilka dni może to zmienić nasze życie, osoba z mocno zniekształconym oddechem nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki jakiś nauczyciel nie poprawi błędów. Wtedy z dnia na dzień życie staje się przyjemniejsze. Prawidłowy oddech wpływa na obniżenie stresu, na właściwą pracę narządów wewnętrznych (przepona je niejako masuje przy każdym wdechu), na prawidłowe natlenienie tkanek. Nie będę się tutaj rozpisywał, jak się tego nauczyć, jest mnóstwo stron w internecie zajmujących się tą tematyką.

Po drugie, siedzenie. Nikt do końca nie wie dlaczego, ale siedzenie jest bardzo niezdrowe. Przeprowadzone badania wykazały, że im więcej siedzimy, tym krócej będziemy żyli i uprawianie sportu nie uratuje nas przed negatywnymi konsekwencjami. Jak najmniej telewizora, jak najmniej komputera. Jak najwięcej spacerów, a jeśli już musimy siedzieć (np praca w biurze), róbmy co jakiś czas przerwy na podstawowe ćwiczenia gimnastyczne.

Kolejna rzecz to zęby i inne źródła stanów zapalnych. Nie wolno dopuścić do żadnych problemów, wszelkie dziury trzeba załatać. To samo dotyczy wszystkich innych możliwych miejsc infekcji, problemów z jelitami, żołądkiem. Wszystkie stany zapalne mogą zainicjować kolejny rzut. I odradzam opieranie się tylko na lekach, wszystkie mają skutki uboczne, wszystkie jedynie maskują objawy. Ostatnio koleżanka ze stwardnieniem pokazała mi listę leków „dodatkowych”, które bierze, trzy z czterech miały działanie, które teoretycznie przyspiesza rozwój tej choroby. Trzeba znaleźć przyczynę problemu, a nie zaleczać skutki. Alergiczne stany zapalne jelit? Eliminujemy z diety po kolei podejrzane substancje, aż trafimy na tą, która wywołuje problem. Ciągłe przeziębienia? Uzupełniamy witaminę D, cysteinę. Wiecznie suche gardło, ciągłe infekcje w tym regionie? Może pora zainstalować nawilżacz w pokoju? Poranny katar? Pora dokładnie wyczyścić pokój, usunąć wszelkie kurze i – co jest o wiele ważniejsze – grzyby i pleśnie. Zasadniczo w przypadku schorzeń autoimmunologicznych walka z zagrzybieniem mieszkania powinna być absolutnym priorytetem. Okna nigdy nie powinny być całkowicie uszczelnione.

Rzucenie palenia. Chyba nie trzeba nikomu mówić, jak jest ważne. Ale warto tutaj dodać, że właśnie palenie tytoniu jest jedną z głównych przyczyn rozwoju choroby. Paląc, wprowadzamy do organizmu potężne ilości metali ciężkich. Bez ich usunięcia, nie można liczyć na pełne wyzdrowienie. Dodatkowo wdychanie dymu tytoniowego zwiększa aktywność układu odpornościowego, prowokując rzuty. Wcale nie trzeba całkowicie rezygnować z nałogu, wystarczy zastąpić zwykłe papierosy elektronicznymi.

Ostatnia sprawa, relaksacja. Badania wykazały, że osoby relaksujące się mają zupełnie inny poziom hormonów, przede wszystkim zwiększa im się stężenie DHEA, co jest wybitnie pozytywnym efektem u osób ze stwardnieniem rozsianym. Wykazano też wpływ stresu na szereg schorzeń, na przykład tempo rozwoju raka prostaty wprost zależy od natężenia stresu. Stosując techniki relaksacyjne niejednokrotnie można po prostu uniknąć zachorowania na ten nowotwór. Wykazano też ochronny wpływ na układ krążenia. Osobiście polecam techniki medytacyjne, gdyż są chyba najprostsze do nauczenia, można wykonywać w każdej niemal chwili, nie wymagają sprawności ruchowej (istotny czynnik dla ludzi z zaawansowaną chorobą, która uniemożliwia uprawianie np jogi), mają też chyba najwyższy pozytywny wpływ na poziom hormonów ze zbadanych technik. Również nie ma sensu, żebym próbował kogoś na tej stronce nauczyć medytacji. Od tego są specjalistyczne serwisy poświęcone temu zagadnieniu, albo nauczyciele oferujący swoje usługi poza internetem.

Na koniec garść badań, gdyż zawsze padają pytania „ale czy masz dowody na to, co piszesz?”:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3829243/ Osoby na diecie wegetariańskiej miały trzykrotnie niższe ryzyko stwardnienia rozsianego, te spożywające duże ilości mięsa dwukrotnie wyższe. Na uwagę zasługuje fakt, że niedobór witaminy B12 oraz kwasów tłuszczowych EPA/DHA zwiększają ryzyko choroby, są to problemy które ma znaczna większość wegetarian. Czyli pomimo tego, że mieli niedobory które w teorii powinny spowodować więcej zachorowań, dieta bezmięsna ich ochroniła!

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/1973220

Zbadano efekt trzymania diety wykluczającej tłuszcz nasycony na przebieg stwardnienia rozsianego. W porównaniu do osób nie przestrzegających tego modelu odżywiania, śmiertelność z powodu komplikacji choroby była nawet kilkukrotnie niższa, podobnie znacznie spowolniony był postęp choroby mierzony sprawnością ruchową. U osób, które przeszły na zdrową dietę na samym początku choroby, jej postęp był nawet pięciokrotnie wolniejszy!

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12591551

Skontaktowano się z pacjentami z poprzedniego eksperymentu, porównano ryzyko zachorowania w zależności od diety. Badacze doszli do dość odważnego wniosku, że stwardnienie rozsiane jest chorobą wywołaną głównie konsumpcją nasyconych tłuszczy odzwierzęcych.

Korzyści poza stwardnieniem rozsianym:

https://www.ornish.com/wp-content/uploads/Intensive-lifestyle-changes-for-reversal-of-coronary-heart-disease1.pdf

Na odpowiednio skomponowanej diecie bezmięsnej cofnęła się choroba serca.

https://www.ornish.com/wp-content/uploads/Intensive_Lifestyle_Changes_and_Prostate_Cancer.pdf

Na identycznej diecie cofnęły się wczesne stadia raka prostaty.

Wersja anglojęzyczna:

https://multiplesclerosis.healthytreatment.org/diet/