Wszystko zaczęło się w dniu, w którym mój znajomy poinformował mnie o wynikach badań lekarskich: stwardnienie rozsiane. Wiedząc, że zajmuję się analizą metod medycyny naturalnej i parę razy po moich sugestiach zdarzyły się „cuda”, poprosił mnie o opinię. Z tego co wiem, od tamtego czasu (a mija już kilka długich lat) nie miał ani jednego rzutu i wszystkim poleca moją osobę.
Minęło kilka lat, z identyczną diagnozą zjawiła się koleżanka, którą znałem już dużo lepiej i często ze sobą rozmawialiśmy. Również choroba została pochwycona w samym zarodku, również od czasu pierwszego rzutu nie było kolejnego. Za to szereg drobnych sugestii dotyczących suplementów i trybu życia sprawiły, że dziewczyna czuje się jak nowo narodzona. Ciekawa sprawa, prosiłem ją już chyba 2 lata przed diagnozą i pierwszym rzutem, aby zrobiła badania między innymi w kierunku diagnostyki na stwardnienie rozsiane. No ale przecież ludzie są nieśmiertelni dopóki nie zachorują, więc nie wykonują żadnych badań, nie ma na badania czasu bo praca, bo życie, bo chłopak, bo wszystko, w ogóle o chorobach nie wolno myśleć, bo życie ucieknie, a co dopiero stosować zapobiegawcze suplementy… teraz jest inwalidką.
Na forum z porad skorzystała jeszcze jedna osoba, również bez rzutu od momentu rozpoczęcia terapii alternatywnej (mały update, niedawno zrobiła badania kontrolne MRI, cytuję: „Niezwykle rzadka regeneracja układu nerwowego”, największa zmiana ogniskowa znikła bez najmniejszego śladu!). (drugi update, kolejne 2 osoby miały potwierdzone badaniem MRI cofnięcie się zmian!)
We wszystkich tych przypadkach, niestety, ciężko ocenić skuteczność metod naturalnych. Zdarza się, że choroba zatrzymuje się bez przyczyny, bardzo rzadko ale zdarza. Co prawda cofnięcie się zmian MRI jest możliwe u jednego pacjenta, ale żeby cofały się u kilku po kolei i akurat u tych, którzy stosowali konkretne suplementy? Ile razy pod rząd trzeba wygrać w totolotka, żeby powiedzieć „to trochę za dużo na przypadek”?
Domowe sposoby na stwardnienie rozsiane?
Opierając się na szeregu badań, prowadzonych w niezależnych ośrodkach badawczych, mogę z całą pewnością stwierdzić, że według nauki, stosowanie się do sugestii, które opisano na tej stronce, przynajmniej spowolnią proces chorobowy. Chyba najbardziej obiecująco wygląda kwas gamma linolenowy, o którym pisałem tutaj:
https://stwardnienie.naturalneleczenie.com.pl/gla.html
W badaniu klinicznym spowodował on dosłownie cofanie się choroby, pacjenci wstawali z wózków inwalidzkich. Nie jest do końca jasne, w jaki konkretnie sposób działa ten suplement, naukowcy wykryli u pacjentów dużo niższe stężenie i zastosowali suplementację, po czym zaobserwowali, że pacjenci zdrowieją, ale w jaki konkretnie sposób to się stało? Tu możemy jedynie zgadywać.
Duże nadzieje budzą terapie, które mają za zadanie odbudowę mieliny. I tu również mamy badanie kliniczne, w którym pacjenci zdrowieli, cofały im się objawy, mieli mniej punktów na skali EDSS niż przed próbą kliniczną. Zwykła mieszanka podstawowych witamin w odpowiednich dawkach i proporcji plus kilku śmiesznie tanich substancji odżywczych.
Bardzo duże znaczenie ma dieta. Coś, czego z pewnością nie chcecie usłyszeć, dla stwardnienia rozsianego jedzenie mięsa i przede wszystkim tłuszczy odzwierzęcych ma podobne znaczenie, jak dla raka płuc palenie papierosów. W kolejnych badaniach wykazywano związek między ilością spożywanego mięsa a ryzykiem rozwoju choroby, a w jednej próbie klinicznej, gdzie ułożono pacjentom odpowiednio sformułowaną dietę wegańską efekty były tak dobre, że naukowcy którzy opisywali rezultaty wyszli z odważną hipotezą, zgodnie z którą choroba jest wynikiem zatrucia tłuszczami nasyconymi.
Dużą rolę odgrywa zatrucie metalami ciężkimi. Odpowiednio duże dawki tych toksyn sprawiają, że mielina zanika bez żadnych innych procesów chorobowych, był też przypadek epidemii stwardnienia rozsianego w mieście, gdzie zmieniono rury wodociągowe na takie, które zatruwały mieszkańców. Ich pozbycie się z organizmu jest czasami banalnie proste i można to zrobić samemu.
Na koniec warto wspomnieć o ziołach. Na uwagę zasługują dwa. Jedno to krwawnik, ten chwast, który każdego dnia mijamy idąc obok trawników. W badaniu klinicznym bardzo mocno poprawiał stan zdrowia pacjentów, on nie tyle zatrzymywał chorobę, co ją cofał. Ludzie czuli się coraz lepiej i mieli coraz mniej dolegliwości. Dość duże nadzieje budzi też czarnuszka, ale póki co mamy tylko badanie z udziałem zwierząt, gdzie suplementacja szybko wyleczyła chorobę.
Przyczyny stwardnienia rozsianego
Nikt tak naprawdę nie wie, skąd się bierze ta choroba. Nauka kręci się w kółko, jak pies który złapał własny ogon. Ale może mamy bardzo złe podejście? Może za bardzo patrzymy na poszczególne komórki, za mało na samego pacjenta? Jeśli ktoś wziąłby pod mikroskop tkanki osoby umierającej z pragnienia, mógłby całe grube tomy napisać na temat zmian, które dzieją się w jej komórkach, w jaki sposób zmienia się poziom poszczególnych hormonów, struktura tkanek. Tylko takie coś nie przybliży do rozwiązania problemu, do podania takiej osobie szklanki wody.
Jest wiele propozycji, mam tu nawet swoją małą prywatną hipotezę na temat tego, czym jest ta choroba. Myślę, że tutaj analogia ze szklanką wody będzie bardzo dobra. Mielina cały czas jest niszczona i budowana, u każdego z nas. Naprawdę nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że to nie jest żadna choroba, tylko najzwyczajniej w świecie zbyt słabe nasilenie procesów budowy, przy jednoczesnym zbyt mocnym nasileniu procesów niszczenia mieliny. Coś jak anemia z niedoboru żelaza. Albo umieranie z pragnienia.
Jeśli przyjrzymy się chorym, to faktycznie wszyscy spełniają powyższe warunki. Każdy jest nosicielem wirusa Epsteina-Barr, który to wirus upośledza syntezę kwasu gamma – linolenowego, niezbędnego do prawidłowego przebiegu procesów regeneracji mieliny. Każdy niemal ma dość silne niedobory pokarmowe akurat tych substancji, które są niezbędne do tej regeneracji, a badania kliniczne wykazały, że ich uzupełnienie jest wystarczające, by przynajmniej część pacjentów wyzdrowiała. Niemal każdy też odżywia się w sposób, który niszczy jego zdrowie.
To, co piszę może brzmieć jak teoria spiskowa, jeśli jednak chwilę się nad tym pomyśli, bez wątpienia dojdzie się do wniosku, że to zwykła ekonomia. Mogłoby się pojawić pytanie: „czemu nie słyszymy tego od lekarzy?”. Ale nie zadawajcie tego pytania mi, bo ja nie jestem „lekarzami”. Moja rola to pokazać Wam, że takie badania zostały przeprowadzone, że są dowody na skuteczność niektórych środków. Dowody słabe, bo po pierwszym sukcesie nikt dalszych badań nie prowadził, ale bez wątpienia istniejące.
Nie, to nie jest tak, że lekarze specjalnie dążą do tego, aby pacjenci byli chorzy. Lekarze są po prostu kształceni przez ośrodki, których program opiera się na przebadanych rzeczach, a bada się tylko to, co może w perspektywie przynieść zyski. To nie jest tak, że terapie alternatywne się ukrywa. Ich się po prostu nie bada, nikt lekarzowi o nich na wykładzie w szkole nie opowie, bo nie ma nikogo, kto mógłby na tych alternatywnych terapiach zarobić, a więc nich ich do końca nie przetestował. Na nich po prostu zarobić się nie da, są darmowe. Więc nikt nie będzie dążył do wydania milionów dolarów na próby kliniczne takich metod, a bez prób klinicznych metody owe nie mogą być nauczane.
To aż takie proste. Nie można opatentować oleju z ogórecznika. Nie można opatentować diety. Nikt nie wyda milionów dolarów na badanie tych rzeczy, bo nie będzie mógł ich potem sprzedawać.
Co z tego, że jakiś drobny ośrodek opisał wyleczenie 20 pacjentów? Aby wprowadzić taką metodę na uczelnie, potrzeba 3 prób po 200 pacjentów każda, a to dopiero początek. I nikt ich nie sponsoruje, bo nikt potem z tego nie wyciągnie zysków – co więcej, najbogatsi ludzie na planecie są zainteresowani tym, aby tych prób nigdy nie przeprowadzono, gdyż ci najbogatsi ludzie mogą wtedy stracić miliardy dolarów.
Jeśli już ktoś wyznaje „spiskową teorię medycyny”, to „foliarzami” są osoby wierzące, że najbogatsze koncerny farmaceutyczne rozdają swoje pieniądze na próby kliniczne suplementów, które nie tylko nie dadzą im zysku, to jeszcze mogą zagrozić sprzedaży leków. Jeśli ktoś naprawdę wierzy, że najbogatsze korporacje świadomie podejmują decyzje, które bezpośrednio uderzają w ich interesy, jest równie naiwny jak osoby wierzące w spisek jaszczuroludzi i płaską Ziemię.
Przedstawiam na tej stronie wszystko, co ma jakiś sens, zostało w jakimś stopniu zbadane i może pomóc chorym. Obawiam się, że „oficjalnie” nigdy te informacje nie zostaną osobom cierpiącym na stwardnienie rozsiane przekazane, na szczęście mamy internet. Żadna z tych metod nie została do końca przebadana, bo – co powtarzam do znudzenia – nikt nie wyłożył na to pieniędzy, ale większość jest poparta pilotażowymi badanami klinicznymi, w których na przykład cofnięto chorobę u 20 chorych. Nie jest to żelazny dowód na skuteczność, ale lepszego nigdy się nie doczekamy, bo nikt nie sprawdzi tych metod do końca. Chyba, że znajdzie się ktoś taki jak dr Ornish – który za swoje własne, prywatne miliony zbadał skuteczność swoich autorskich terapii.
Strona w żaden sposób nie atakuje lekarzy, chociaż zapewne część z nich może poczuć się urażona. Uważam, że lekarze są w takim samym stopniu ofiarami systemu, jak pacjenci. Wykonują swoją pracę najlepiej jak potrafią, z pełną wiarą w słuszność swoich działań, za co należy im się najwyższy szacunek (o ile faktycznie pracują uczciwie, ma się rozumieć, ale to dotyczy każdego zawodu). Jeśli już poszukiwać winnego obecnego stanu rzeczy, należy przyjrzeć się całej strukturze systemu społecznego. Najbliższe prawdy byłoby chyba stwierdzenie, że winne są prawa ekonomii, narzucające rozwiązania, które będą możliwie najbardziej kosztowne, a jednocześnie możliwie długo trzymające pacjentów w stanie choroby.
Nie zamieściłem opisu dwóch bardzo popularnych metod. Jedna to pewne znane wszystkim zioło, które niestety jest nielegalne, nie opisałem go bo po prostu nie chcę mieć problemów z prawem. Druga to pewien lek, który część osób bierze w bardzo niewielkich dawkach, dostępny tylko na receptę. Z tego właśnie powodu nie chciałem o nim pisać, terapie dostępne tylko na receptę powinno się wykonywać pod kontrolą lekarza. Omówiłem tu tylko te metody, które można zastosować samemu.
Chciałem też przestrzec przed ogromną rzeszą szarlatanów, którzy obiecują gruszki na wierzbie: cudowne wyleczenia bioprądami, antybiotykami czy polami magnetycznymi, tylko jakoś nigdy nie przedstawili wyników badań tych swoich cud-terapii. Zapraszam na bliźniaczą stronkę, gdzie opisałem najczęstsze oszustwa których ofiarą może paść osoba szukająca pomocy w internecie: https://mity.naturalneleczenie.com.pl/
Żadna z omawianych tutaj metod nie jest mojego autorstwa, strona jest zbiorem zaleceń lekarzy spoza kręgu ortodoksyjnej medycyny. Moja rola sprowadziła się do odsiania tych, które na pewno nie działają, oraz wybrania tych, które mają najmocniejsze uzasadnienie naukowe. Są tutaj wyłącznie domowe metody samoleczenia, nie ma żadnych ściśle medycznych zaleceń, które wymagałyby kontaktu z lekarzem. Siłą rzeczy, żadna opisana tu terapia nie jest zaleceniem medycznym czy poradą, są to wyłącznie tłumaczenia anglojęzycznych zaleceń lekarzy do samodzielnego zastosowania.
Oczywiście byłoby o wiele korzystniej, gdyby taki proces samoleczenia kontrolował doświadczony lekarz, ale obawiam się, że znalezienie takiego który orientuje się w opisanych tu zagadnieniach będzie BARDZO trudne. Przypominam, że lekarz ma obowiązek uzasadnić wszelkie swoje zalecenia. Jeśli powie, że dany suplement trzeba brać w takiej a takiej dawce, zapytajcie go o badania, w których właśnie taka dawka pomogła, a inne dawki, również sprawdzone, nie pomogły. Jeśli powie, że coś na pewno nie pomoże, spytajcie go o badania, w których dana metoda została sprawdzona i nie wykazano skuteczności. Niestety, bardzo często spotykam się z reakcją lekarzy „to na pewno nie pomoże!”, a na pytanie o dowód, pacjent był besztany za wymądrzanie się. To zwykły błąd medyczny i świadome wprowadzanie pacjenta w błąd. Oczywiście zachęcam do samodzielnego sprawdzenia prawdziwości podanych tutaj informacji – oraz do dzielenia się swoją wiedzą oraz spostrzeżeniami na forum dyskusyjnym. Tam też chętnie odpowiem na wszelkie pytania.
Zapraszam do lektury.
Wersja anglojęzyczna: